środa, 1 lipca 2015

3 kwietnia, 1792 rok


   Z listu wyłoniła się dorodna postać lady Apolline. Fałdy jej krwistoczerwonej sukni sunęły po drogim pergaminie i podskakiwały w rytm jej nerwowych kroków, kiedy z zaciśniętymi usteczkami przeskakiwała przez wilgotne szlaki atramentu. W oczach sir Jacquesa de Reviux, kobieta przypominała płonącą pochodnię, która w każdej chwili może pochłonąć pół świata.
   Mężczyzna westchnął, wyjmując z ust rozżarzone cygaro.
  - Nie próbuj się tłumaczyć - rzekł, wstając z listu i powoli podchodząc do swojej Milady. Kobieta zatrzymała się raptownie, o mało nie upadając na zgrabnie napisane umieram z gorączki. Jej pierś falowała niespokojnie pod jedwabiem, kiedy odpowiedziała mu z wyuczonym uśmiechem, którym obdarzała zapewne wszystkich swoich kochanków:
  - Wybacz mi, a dam ci noc, o której nigdy nie zapomnisz, sir.
  - Moje łoże jest w nocy dużo wygodniejszą opcją niż twój ściśnięty gorsetem biust. - Ton rycerza był tak obrzydliwie słodki, że kurtyzanie aż zakręciło się w głowie. A może to nie przez ton jego słów, a przez widok ust, które je wypowiadały?
  - Tak ze mną pogrywasz? - wysyczała lady Apolline, gdy jej twarzy przybrała grymas posągu. - A więc dobrze, niech się stanie. Za swoją głupotę zapłacisz samotnością.
   Sir Jacques prychnął ze śmiechem, podróżując wzrokiem po całym ciele kobiety.
  - Jeszcze zatęsknisz za ciepłym dotykiem mych rąk! - stwierdził, obserwując, jak twarzy Apolline nie oblewa najmniejszy rumieniec. Była skałą, która na co dzień otrzymywała multum komplementów i sprośnych uwag. Skałą, którą pożerały tysiące głodnych oczu, a ona nic sobie z tego nie robiła. Chyba że ktoś zadźwięczał sakiewką przed jej oczami. Chyba że musiała.
  - Nikt nie potrafi pieścić mojego ciała równie dobrze jak ty, jednakże taka kobieta jak ja potrafi sobie poradzić. Nie martw się o mnie nadaremnie i nie przychodź już więcej do tej piekielnej próżni, w której ani ty, ani ja, nie jesteśmy prawdziwymi ludźmi. Nie mogę żyć z mężczyzną, któremu w tym wieku jeszcze szaleją hormony!
  - Wybacz, o pani, ale zwykle uważałaś szalejącą w żyłach krew za zaletę. Czyżby kwiat twego wieku chyli się już ku brudnej, cmentarnej ziemi?
   Ku bezbrzeżnej uciesze sir de Reviux, lady Apolline stała się w jednej sekundzie różowiutka jak pupa noworodka, następnie czerwona jak róża, aż w końcu bordowa. Jej śnieżne ząbki zacisnęły się tak mocno, iż mężczyzna miał wrażenie, że zaraz pękną i rozsypią całe jej ciało na kawałki. Moja Milady nie lubi wzmianek o swoim wieku.
  - Obraziłeś mnie dzisiaj na wszelkie możliwe sposoby. Nie mam zamiaru dłużej słuchać twoich haniebnych zniewag! Tak się nie godzi odnosić do damy! Lecz owszem, uważałam twoją szalejącą w żyłach krew za zaletę tylko wtedy, gdy czułam ją pod swoim ciałem, a nie podczas wysłuchiwania jej szerokiego echa w twych gorzkich słowach.
  - Zawsze wiedziałem, że jesteś zaradną kobietą. Wierzę, że lord Buckingham to doceni.
  - Basta! - Tupnęła obcasem o papier, z szałem go rozrywając.
  - Cóż za mało dworskie słownictwo! Czyżbyś przypomniała sobie młodość? O ile mnie pamięć nie myli, nasza droga hrabina urodziła się w domu publicznym, gdzie jej rodzicielka obsługiwała kardynała Rachelieu?
  - Poznałam od mężczyzn wiele słów - przyznała z nutką rozmarzenie w głosie, która chwile później zmieniła się w zimne, suche zdanie - najwięcej zaś od ciebie, gdy wracałeś ze swych hucznych biesiad cały zalany w trupa, sir.
  - Nawet w tych chwilach słabości wykazywałem się większą godnością niż ty w królewskiej sypialni. Powiedz, o pani, jakie klejnoty obiecał ci nasz władca?
  - Oprócz swoich? - Lady Apolline podeszła do mężczyzny, subtelnie upijając się jego zapachem. Zapachem wody kolońskiej, londyńskiego wiatru i słodkiego pożądania. - Klejnoty całego swojego dworu, sir. Zapewniam cię, iż to miła odmiana mieć u boku prawdziwego mężczyznę, nie zaś parobka króla z długim mieczem, którym tak zręcznie wymachujesz i nie przestajesz się chwalić.
  - Cóż za bezczelność! Zawsze wiedziałem, że mentalność odziedziczyłaś po swojej kochanej matce. Jej też imponowały królewskie klejnoty, czyż nie?
   Czarnowłosa w ułamku sekundy uderzyła rycerza w twarz, odskakując od niego w jednej chwili. Cios był przepyszny, doprawdy. Specjalizowała się w nich.
  - Jeszcze raz wspomnisz o mojej drogiej pani matce, a przysięgam na Boga, że zakradnę się w nocy do twojego zimnego łoża i poderżnę ci gardło bez mrugnięcia okiem. Radzę trzymać swój miecz z daleka od upodobań moich i mojej pani matki. Jak sam wiesz, całe swoje życie spędziłam na próbach zmycia z siebie rynsztokowych powiązań. Jesteś dzisiaj niebywale przykry i niepoważny.
  - Twoja krew szybko stygnie, o pani. Jeszcze niedawno sama zaśmiewałaś się z bulwarowego humoru, pijana, z głową podpartą o kielich najlepszego wina z mojej piwnicy!
  - To były dawne czasy, sir. Powinieneś już dawno o nich zapomnieć, o ile kiedykolwiek chcesz zaznać choć małego pierwiastka szczęścia. Jak widać, ja wyrosłam już z naszych zakrapianych winem nocy.
   Mężczyzna już unosił dłoń w górę, lecz szybko się opamiętał i jedynie przeczesał nią włosy. Lady uwielbiała, gdy był zdenerwowany, toteż starała się go denerwować jak najczęściej. Ze wzajemnością.
  - A niech cię... Nie czekaj na mnie, jadę z lordem Carnavonem do Carby House. Będziemy pić, bawić się naszymi mieczami i zaśmiewać do rozpuku ze wszystkich kobiet tego upodlonego świata!
  - A więc, według ciebie zaliczam się do wszystkich kobiet tego upodlonego świata?
  - Nie, skądże. Jesteś książkowym okazem tropikalnej żmii!
   Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając blask swoich pomarańczowych płomieni wprost na dwa fruwające listy z dwojgiem krzyczących ludzi na swoich pokładach. Delikatny wiatr pieścił swoim oddechem zarówno wypolerowane okiennice zamku na Luwrze, jak również małe, masywne i brudne szyby klasztoru. Z jednej strony śpiewały ptaki, z drugiej śpiewały rozmowy paryżan. Piętro wyżej od miejsca, w którym siedział rozparty na materacu sir Jacques de Reviux, odbywały się niedzielne nabożeństwa. Piętro wyżej od miejsca, w którym leżała naga i zmożona snem lady Apolline, wybierano krój sukni dla Królowej Francji.
   Tymczasem, płonąca osobowość królewskiej kurtyzany i stoicki, figlarny temperament członka królewskiej gwardii, nadal skakały sobie do gardeł. I nikt nie wiedział, czy mają zamiar pogryźć się z gniewu, czy z namiętności.
  - Precz! Precz z mojego życia! Precz z mojego domu! Myślałam, że w gwardii królewskiej istnieje choć jeden egzemplarz prawdziwego wojownika, który za nic ma śmierć i żyje wyłącznie dla najpiękniejszych przejawów naszej egzystencji lecz, jak widać, myliłam się!
  - Od dzisiaj zamiast z tobą, będę dzielił łożę z lordem! Jest subtelniejszy i bardziej wyrafinowany niż ty, pani! Wróć do dawnego zawodu, kardynał będzie wniebowzięty, gdy twe słodkie usteczka lizną jego zwiędły miecz. Zanim pożegnasz mnie na zawsze, może lepiej zastanów się, czy królewski skarbiec jest wart takich poświęceń. Wspomnij czasem te rozpalone, listopadowe noce, gdy będziesz czuła na sobie ciężar dorodnego, królewskiego ciała!
  - Dziel łoże z kim masz ochotę! Jak zapewne wiesz, wszędzie już byłam przed tobą, mój słodki rycerzu. Kardynał potrafi mówić rzeczy o wiele bardziej złożone i mądre, niż ty, sir. Jak sam wiesz najlepiej, królewski skarbiec wart jest nawet życie. Sam je dla niego poświęcasz, więc jakim prawem stawiasz mi zarzuty? - Kobieta zaczęła z szałem krążyć wokół Są jeszcze głupsze i mniej rozsądne od Ciebie, aby następnie zatrzymać się nagle i zmrozić wzrokiem iskrzące oczy rycerza. - Nie wspomnę o listopadowych nocach! One wszystkie umarły! Wszystkie umarły razem z twoim rozumem!
   Mężczyzna, nie spuszczając wzroku z okalanych ciemnymi lokami obojczyków lady, podszedł do niej bezszelestnie i szepnął jej do ucha:
  - Nie łudź się, że mnie nabierzesz. Lord darzy mnie uczuciem nie tak wyrachowanym i egoistycznym jak twoje. Czym zasłużyłem na porównywanie do kogoś takiego jak ty, Milady? - Kurtyzana poczuła na szyi jego gorący oddech i mało brakowało, aby poddała się jego upiornemu łaskotaniu. Zaborcze dłonie sir de Reviux  oplotły jej wąską talię, przyprawiając biedne serce nieszczęśnicy o krótkotrwałe palpitacje. - Ja ginę dla kraju, nie dla skarbca. Ty zrzucasz suknię dla błyszczących monet. Cóż, masz rację, spocone, cuchnące ciała twych kochanków, których na trzeźwo nigdy byś nie dotknęła, przygniotły te namiętne noce. Zapomnij wiec i o mnie, i o tych nocach!
  - Zapewniam cię, iż nie będzie to trudne, sir - jęknęła lady, rękami odpychając jego stalową pierś, biodrami zaś napierając na lędźwie. Kobiety to wynalazek chorego na umyśle. - Nie umierasz dla kraju, tylko dla złudnej nadziei, że zostaniesz czczony jak bohater. Przyznaj się, że w głębi duszy liczysz na to, by być jedynym mężczyzną w moim sercu. Po to właśnie próbujesz błysnąć umiejętnościami, wyborem wina, złudnymi manierami, żarem i delikatnością. Lecz serce dawno już rozerwane nie może zrosnąć się na nowo, mój pyszny rycerzu. Ale dobrze! Niech tak będzie! Ukochaj sobie służbę i powiadom mnie, gdy twoja Francja będzie dla ciebie niemniejszą rozkoszą, niż ja. Kiedy Francja stanie się bardziej pożądliwa, niż ja. Kiedy Francja pokocha cię bardziej, niż ja mogłabym pokochać.
  - Ach, Francja! - Rycerz w jednym momencie odskoczył od lady Apolline, uśmiechając się prześmiewczo. - Ludzie mówią, że to kobieta, kochanka... Nie sądzę! Francja nie zdradza i nie porzuca swych dzieci! - Spojrzał na czarnowłosą z niemym wyrzutem. Odczekał kilka sekund, aby żar jej ciała opuścił go na zawsze. - Wyznanie, o jakie prosisz, nigdy z mych ust nie wypłynie. Ale z twej bełkotliwej, prostaczej mowy wnioskuję, iż to twoje serce umiera, tęskniąc za mną. Jedno słowo, a wrócę do ciebie i twej sypialni! Jeśli jednak twoim wyborem jest milczeć, nie próbuj niszczyć mi życia, plotkując o sekretach mej alkowy. - Atrament już prawie wysechł. - A, jeszcze jedno. Twój najznamienitszy kochanek, król, bawił kiedyś ze mną i z lordem w mej posiadłości w Bourges. Nie wiem, czy wypada wspominać przy damie (której mianem jeszcze pozwolę sobie ciebie obdarzyć) o tym, co działo się w mym łożu, gdy służba poszła spać. Twe płoche serce mogłoby tego nie wytrzymać. Życzę dobrej zabawy! Pozdrów króla, powiedz, że wino właśnie dojrzało i z chęcią ujrzałbym jego wysokość w moich skromnych progach. Chętniej niż ciebie, Milady, chyba że schowasz swą dumę i szczerze wyznasz uczucia!
  - Jak mam wyznawać uczucia człowiekowi, który sądzi, iż uczuć nie posiadam? Zapewniam cię, sir, że z tego co słyszę, w liczbie kochanek i kochanków możemy się równać (choć w moim przypadku to ja błyszczę umiejętnościami, nie odwrotnie). Jego Miłość nigdy mi o tobie nie wspominał, nawet będąc na wpół w boskiej agonii, wierz mi na słowo. Prostacza mowa? Phi! Jeśli tak wywnioskowałeś, to widocznie staram cię uświadomić w najprostszy ze sposobów, jaki może zrozumieć prosty rycerz. Swoje przechwałki odnośnie spoufalania się z królem, stajennymi, giermkami, służbą i zakonnikami, racz zachować dla siebie, mój drogi. Nie omieszkam powiadomić Jego Miłości o twym winie, choć sądzę, że bardziej wolałby jednak kosztować mnie, niźli twoich skromnych wygód. Kimże jesteś, by mówić mi, co mam robić?!
  - Jestem kimś, kto gdyby tylko chciał, zamknął by cię w lochu. W mojej mocy leży skazać cię na długi pobyt w Bastylii, razem ze szczurami. Spytasz pewnie za co? Coś się wymyśli! Nasza dyskusja zeszła głęboko pod pokład cywilizowanej rozmowy, więc może lepiej będzie ją zatopić we wcześniej wspomnianym winie. - Mężczyzna prychnął z odrazą, spoglądając na kobietę z niemałą niechęcią. Jednak, im dłużej doszukiwał się w jej sprytnych oczach nut złośliwości, tym... więcej jej dostrzegał. A razem z nimi poznawał na nowo nienawiść, zdenerwowanie i tęsknotę tak ogromną, że nawet ślepiec mógłby ją wyczuć. Zmienił tor rozmowy gdyż sam też tęsknił. - Przyjedź do którejś z mych wiejskich posiadłości, zachowamy się jak cywilizowani ludzie, posłuchamy muzyki. Moja sypialnia zawsze stoi otwarta szerzej niż twe zgrabne nogi, jeśli przez jej wrota wchodzisz ty. Och, byłbym wdzięczny, gdybyś nie wyzywała lorda od pachołków.
  - Myślisz, że twoje śmieszne groźby mnie poruszyły? Mylisz się. Radzę ci się opamiętać, gdyż nie ty jesteś okrzyknięty mianem kurtyzany króla (jeszcze nie). Bądź pewien, że zachowam te listy dla swojej obrony choć wiem, że nigdy nie pozwoliłbyś, abym gniła za kratami, sir. Wiem, że jest w tobie uczucie, które usilnie próbujesz stłumić, powołując się na mą naturę. Czy dobrze zrozumiałam? Proponujesz mi odwiedziny? Szybko się stęskniłeś, mój miły, i nie dziwię się. Zgrabnie przeskakujesz z tematu na temat, kochany... Nie tylko to robisz zgrabnie. Gdybym nie była teraz w zamku i nie zastanawiała się nad tym, czy wkładać dzisiaj jakąś suknię, czy też nie, to zapewne rozważyłabym otwarcie twoich wrót.
  - Jak zawsze, cięte, kolczaste róże sypią się z twych ust. Daleko im do kobiecych, delikatnych fiołków. Ale mają też zalety- są zmysłowe i na długo zapadają w pamięć. Uznaj me czcze gadanie za zaproszenie i odwiedź mnie, najlepiej bez sukni, jeśli jej wybór to taki problem. Wiem z doświadczenia, ze królowi brakuje zwinności. Niby wynagradza to tymi swoimi... Khy, khy, nieważne. Po prostu przyjedź. Obiecuję, że w moim domu nie usłyszysz ani jednego przykrego słowa.
  - Po tym wszystkim mam ci uwierzyć? - oburzyła się królewska kurtyzana, poprawiając gorset. - Mam uwierzyć, że będzie jak dawniej? Nie chcę tego, gdyż zbyt często łamiesz moje serce. Lub raczej jego brak. Nienawidzisz kobiecych fiołków. Nienawidzisz wyrazu ich rozmarzonych oczu, nienawidzisz głupiutkich uśmiechów, nader dworskich, przerysowanych manier, dźwięczących w uszach śmiechów i chichotów. Przyznaj, sir, iż pragniesz mnie. - Figlarny uśmiech rozświetlił jej twarzyczkę, kiedy delikatnie dotknęła palcami jego torsu. Sir de Reviux obruszył się, marszcząc swoje gęste brwi. - Mnie, moich kolczastych róż, przykrych słów... mnie całej. Nie mów mi więcej o królu, kochany. W każdej chwili może tu przyjść, a przez ciebie nie będę już mogła być tą kobietą, za którą mnie uważa.
   Księżyc zawitał na granatowej polanie, usianej błyszczącymi kwiatami gwiazd.
  - Ha! Bardzo dobrze, niech ten gbur więcej nie spija ambrozji z twych ust! Ty, ty Milady, zarzucasz mi łamanie serc? A co z tobą? Znalazła się Dziewica Orleańska. Gdy zmądrzejesz, napisz do mnie. Tymczasem życzę miłych snów!
  - Jesteś bezczelny! - wykrzyczała kobieta, chowając twarz w dłoniach. Jej długie rzęsy niebawem pokryła rosa łez, jednak zarówno sir Jacques, jak i ona sama, znali autentyczność tego żalu, na który od dawien dawna dał się nabierać cały dwór. Król, królowa, kardynałowie i najbogatsi szlachcice. Wszyscy, z wyjątkiem tego, dla którego te łzy skapywały na blade policzki. - Próbuję ocucić cię jakoś, okazać, jak wielkie spustoszenie siejesz w moim życiu, a ty tymczasem zarzucasz mi głupotę i myślisz wyłącznie o sobie! Powstrzymaj swój zwinny język, dobrze ci radzę. Nie masz pojęcia, jak mnie wzburzyłeś. Wierz mi na słowo, że twoja postać powoli rozmywa się przed moimi oczami. - Łzy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, gdy lady zrozumiała, że nie mogą nic wskórać. - Mówiąc kolokwialnie, mam ochotę rżnąć twojego gburowatego ulubieńca przez całą noc - oznajmiła wreszcie. Z jej czerwonych ust sączył się jad. Ser de Reviux nie dał po sobie poznać, o jakie mdłości go to przyprawiło. -  Na przekór tobie, na przekór twoim diabelskim upodobaniom! Nie pisz do mnie. Nie chcę, by ktoś odnalazł listy, gdyż w tym wypadku oboje wylądujemy za kratami. - Lady Apolline poprosiła sir de Reviux o cygaro, po czym zaciągnęła się nim mocno i do końca, obserwując nocny krajobraz rozpościerający się za oknem. - Co nie byłoby aż tak złą opcją, nie sądzisz?
    Sir de Reviux obserwował z lubością, jak lady Apolline wypuszcza nosem biały dym. Następnie odebrał cygaro z jej szczupłych rąk i złapał go ustami dokładnie w tych miejscach, na których kobieta pozostawiła ledwo dostrzegalne ślady swojej czerwonej szminki.
  - Ma pani zupełną rację. Nie byłoby.
 

1 komentarz:

  1. Chyba jestem z siebie delikatnie dumna :') ale bez tej twojej dworskiej ramy, brzmialoby to raczej jak ujadanie dwoch egoistycznych psow 😁 taki mial byc Kot, ale zmieniam zdanie. Sir to stu procentowy Ksiaze ^^

    OdpowiedzUsuń