poniedziałek, 27 lipca 2015

17 sierpnia, 1792 rok

  
   Sir Jacques de Reviux siedział przy swym szerokim biurku, a w dłoni dzierżył pióro, które podskakiwało w zabójczym tempie, kreśląc na pergaminie kolejne słowa.
  - Co robisz, panie? - spytał jakiś wysoki, niemal dziecięcy głos, należący do różanego kwiecia, spoczywającego na środku łoża.
   Mężczyzna, nie przerywając pisania, zerknął na dziewczę z pogodnym uśmiechem. A te zapłoniło się momentalnie. Sir de Reviux już miał wyjaśnić, że to sprawy ogromnej wagi, o których nie ma pojęcia, i żeby lepiej szykowała miejsce obok siebie na łożu, ale w tym samym momencie ktoś zapukał do mosiężnych drzwi. I, oczywiście, wszedł bez pytania.
   Lady Apolline Aucion Babin bywała doprawdy kapryśna szczególnie, gdy zlecenia powierzał jej kardynał de Richellieu. Obrzuciła młodą Francuzkę jednym, wprawionym spojrzeniem, następnie odnalazła wzrokiem niezadowolonego hrabiego i bez słowa podała mu list.
   Zimne to było powitanie, trzeba przyznać. Biedulka pod prześcieradłami nie bardzo wiedziała, cóż ze sobą począć. Uciekać!  
- Będziesz tak łaskawy, panie, i powiesz mi, co w twoim łożu robi bladolice, struchlałe dziewczę, które zapewne jeszcze ledwo odróżnia kobietę od mężczyzny?
  Sir westchnął z żalem, nie spuszczając wzroku z królewskiej pieczęci na kopercie.
  - To, czego ty nie robiłaś już dawno, pani...
  - Trudno wchodzić w paradę dziecku, sir.
  - Skarbie - rycerz zwrócił się do zakłopotanej szlachcianki - przebiegła już twoja szesnasta wiosna, czyż nie?
   Blondynka, wpatrzona w kobietę, która tak po prostu weszła do komnaty zasłużonego hrabiego, dopiero po paru chwilach pokiwała swoją pustą główką, zawijając się szczelniej w prześcieradło.
  - Czyżby zapomniała języka w gębie? Aż tak źle ją potraktowałeś?
  - Prawdziwe damy nie odzywają się w towarzystwie bardziej szlachetnych od siebie, lady.
  - Prawdziwi rycerze nie hańbią szlachetnych dam, sir.
  - Przecież sama chciała! - uniósł się zdziwiony rycerz, zerkając na zarumienioną dziewczynę. 
  - Prawda, kwiatuszku?
  - To jeszcze dziecko!
  - Dziecko, które dotrzymuje mi towarzystwa, kiedy ty zabawiasz się z królem. Cóż w tym złego?
   Apolline prychnęła z wyrzutem, jeszcze raz dokładnie przypatrując się zaróżowionej twarzy powiewu słodkiej młodości. Oczami wyobraźni widziała, co działo się w tym miejscu poprzedniej nocy, nad ranem, kto wie? przed chwilą. Stwierdziła, że mała Francuzka ma złe wymiary. Stwierdziła, że małej Francuzki nie powinno tu być. Stwierdziła, że sama także powinna wsiąść z powrotem do powozu.
  - Nic dziwnego, że nie potrafisz znaleźć sobie prawdziwej kobiety, sir. Ostatnio widuję cię jedynie w towarzystwie małych kaczuszek - powiedziała beznamiętnym tonem, zwracając się po drodze do kaczuszki: - Możesz już odejść, cukiereczku. W tym towarzystwie, póki co, tylko mnie płaci się za noc.
   Błękitne oczy białogłowy otworzyły się jeszcze szerzej o ile było to możliwe i już miała wstać z materaca, kiedy pierwszy poderwał się sir Jacques, gestem nakazując jej, by została. Kaczuszka posłuchała. Milady nie miała zamiaru.
  - Ha! Czyżbyś zapomniała, jak sama byłaś taką kaczuszką? Poznawaliśmy się wtedy... - przerwał, by wrócić wspomnieniami do chwil sprzed wielu lat. Lady Aucion Babin odgadła jego myśli i także przeżyła miłą retrospekcję. - Dogłębnie. Tak, to dobre słowo. Zatem nie psuj mi zabawy!
  - Już wtedy byłeś starszy ode mnie - przyznała Milady - ale, na litość boską!, nie o dwadzieścia lat! Musisz być wyjątkowo znudzony, żeby szukać pociechy wśród łatwych podlotków.
  - Panie, to może ja... - zaczęła młoda Francuzka, jednak hrabia zbył ją nerwowym ruchem dłoni.
  - Zamilcz - rzekł, po czym znów zwrócił się w kierunku lady Apolline. Miała na sobie bardzo uroczy naszyjnik z pereł. I małe spinki we włosach, niepotrzebnie! I wyjątkowo śliczną suknię. Niepotrzebnie! - Cóż, Milady, ostatnio nie mam wyjścia... Poza tym to nie twoja sprawa! Nie wściubiaj swojego noska w mą pościel, bardzo cię proszę!
  - Gdyby kardynał nie poprosił mnie o wizytę w tym domu publicznym, który nazywasz swoim mieszkaniem, zapewne nic podobnego nie przyszłoby mi do głowy.
   Krew w żyłach hrabiego de Reviux zawrzała na myśl o kardynale.
  - Czego chce ode mnie ten stary piernik w sukni? Znowu ma ochotę na mój skarbiec?
  - Och, gdyby jeszcze coś w nim było...
   Milady wyciągnęła podręczny wachlarz i zaczęła szybko operować swoim opalonym nadgarstkiem, co niezmiernie skupiło uwagę nieszczęsnego hrabiego. Obserwował w ciszy postać lady Apolline, która od niechcenia przeszła się po komnacie, podziwiając naścienne malowidła i starą, dobrze zachowaną broń, wiszącą nad komodą. Wreszcie odwróciła się twarzą do rycerza i posłała mu jeden ze swoich najmniej szczerych uśmiechów. Ślepi mężczyźni właśnie takie lubią najbardziej.
   - Słyszałam, że ostatnimi czasy złożyłeś wizytę księciu Buckingham.
   - A i owszem! - obruszył się sir Jacques bardziej, niż było to wskazane. - A tobie nic do tego! Poza tym, cóż to za maniery?
    Mężczyzna podszedł do Milady i złapał ją za gorące nadgarstki, ciągnąc w stronę wyjścia.
   - Nie zapraszałem cię tu! Nie wiesz, że niedźwiedziom nie przeszkadza się w konsumpcji? - wysyczał.
   - Konsumpcji czego? Tego? - również sycząc, wskazała głową na Francuzkę, która była już w trakcie wkładania na siebie sukni. - Zresztą, nie masz prawa mnie dotykać, łotrze! Nie posiadasz za grosz szacunku! Czyją wizytę wolisz? Moją, czy kardynała?
    Kiedy mówiła to z takim przejęciem, czuł pod ręką jej przyspieszony puls. Dlaczego nigdy nie mówiła wprost? Dlaczego tak skrzętnie zasłaniała się kardynałem, królem, lordami, aż w końcu całą Francją?
    Hrabia przyparł Milady do ściany, wkradając się w jej rozchylone usta bez najmniejszej zapowiedzi. Kobieta, z początku zbyt oszołomiona, żeby jakkolwiek odwzajemnić pocałunek, zacisnęła palce na koszuli de Reviux.
    Mężczyzna przerwał jedynie po to, by nie przestając wpatrywać się zachłannie w czerwone wargi lady, krzyknąć do małej kaczuszki:
   - Wyjdź! - Jakoś dziwnie przeczuwał, iż więcej rozkoszy zazna z tą nieznośną szelmą, niżeli z białym kwiatem, który dopiero ledwo co zaczął pączkować. - Natychmiast!
    Zarumieniona Francuzka wybiegła z sypialni, rzucając ostatnie spojrzenie swojemu kochankowi.
    Przy okazji Milady zdołała jakoś się wyrwać i zaczerpnąć tchu.
    - A więc to tak? - wydyszała, desperacko szarpiąc za pas rycerza. Jej małe ręce rozpaczliwie szukały klingi, za którą mogłby by pociągnąć. - Na tym, jak rozumiem, kończy się twoje zainteresowanie bardziej szlachetnymi damami, sir. - Wpiła się ustami w jego wargi. A cóż miałam robić? Nie widziałam tej bestii od miesiąca. - Powinnam wołać o pomoc i błagać kardynała, aby zamkął cię w Bastylii! I niepotrzebnie odesłałeś dziewczynę. Chętnie bym nad nią popracowała.
    Sir Jacques de Reviux zaśmiał się niczym mała bardzo męska modliszka. Z uniesioną brwią przepuścił nieistotne groźby lady mimo uszu.
   - A cóż ty planujesz w związku z moim pasem?
    Apolline znieruchomiała nagle, doszukując się sensu wypowiedzi rycerza gwardii. Wreszcie zacisnęła usta i oderwała się od rozpalonego ciała hrabiego. Nie miała zbyt wielkiego pola manewru, ale jej starania bardzo mnie rozczuliły. Każdy jej pełen oburzenia ruch był jak zaproszenie do boskiej zabawy.
   - Jesteś najgorszym mężczyzną, jaki chodził po ziemi, Jacques! - usłyszał wtedy hrabia, próbując jeszcze raz posiąść jej gadatliwe usteczka. - Nie mogę z tobą wytrzymać, przysięgam! Puszczaj mnie, ty nędzna kreaturo!
   - Ach, Apolline - de Reviux zacmokał z udawanym niezadowoleniem, przypierając mocnej do ściany jej szamoczące się ciało - moja wredna, zeszmaciała kurewko. Co ja mam z tobą począć?
    Schylił się, delikatnie rozpinając jej przyciasny gorset.
   - Nie widziałeś mnie od miesiąca, sir. Nie chce mi się wierzyć, że razem z lordem Buckinghamem całymi dniami piliście angielską herbatkę. - Oddech uwiązł jej w gardle. - Powiedz mi, kochany, w czym jest lepszy ode mnie?
    Wyszeptał mi wtedy do ucha straszne słowa. Ach, ale jakim tonem!
   - Zabawne, doprawdy... On pytał dokładnie o to samo.
    To miało ostatecznie doprowadzić ją do szału. Mężczyzna skończył rozwiązywać gorset i odsunął się nieco, by podziwiać swoje dzieło. Nie trwało to długo. Milady zdzieliła go w twarz. Cóż poradzę, że kochałem jej dotyk? Nawet tak agresywny i niegodny.
   - Zanim coś powiesz, zastanów się lepiej. Jesteś z siebie dumny, że narażasz moje nerwy na taki szwank? - Czarnowłosa uniosła dumnie głowę, z gniewną miną zasłaniając piersi dłońmi. Gdybym nie znał jej jak własnej kieszeni, to pomyślałbym, że biedulka jest cnotliwą niewiastą w szponach rozszalałego wilka.
    Sir chwycił jej dłoń, podniósł do góry i musnął wargami. Serce kobiety zatrzepotało nagle.
   - Powiedziałem coś nie tak?
    Zaśmiał się. Tak czarująco, jak tylko potrafił. Jak chłopiec. A hrabia Jacques rzadko bywał chłopcem.
   - Nie udawaj, że się wstydzisz, najdroższa. Wiem, że to nieprawda. - Rozerwał zapięcie spódnicy na biodrze Milady, następnie oderwał jej ręce od piersi i zaciągnął na jeszcze ciepłe łoże. To było takie niewłaściwe... Takie... Och, przecież zapach tamtej małej idiotki jeszcze się nie ulotnił!
   - Nie, nie, nie, mój słodki rycerzu - wyjęczała, wbijając się w sir Jacquesa. - Nie powiedziałeś niczego takiego, jednak... - Chwyciła w dłonie jego przystojną twarz, na moment ją unieruchamiając. - Wyjaśnij mi coś. Teraz.
    Sir wplótł palce w jej puszyste włosy, drugą dłonią ciągnąc wzdłuż talii. Królewską kurtyzanę przeszedł zapomniany dreszcz.
   - Hmm... cóż chcesz, żebym ci wyjaśnił?
    Musnął ustami jej biust. Lady Apolline była bliska pisku.
   - Kim dla ciebie jestem, sir? - spytała cicho, wyprężając się w łuk, nogami próbując ściągnąć spodnie hrabiego.
    Rycerz nagle stracił zapał. Namiętność zniknęła z jego twarzy równie szybko, jak się pojawiła. Zszedł z kobiety, poprawiając spodnie.
   - Zawsze miałaś wyczucie chwili... - westchnął, zapinając mankiety koszuli. Do Milady jeszcze nie dokońca docierało to, co właśnie się wydarzyło. Dopiero, gdy złapała oddech, podniosła się do pozycji siedzącej i ze zbolałą miną spróbowała zatrzymać kochanka przy sobie.
   - Zostań - powiedziała szybko, chcąc się zreflektować. - Musiałam spytać, to trwa zbyt długo... - Podniosła się i stanęła oko w oko z hrabią. Z trudem nałożyła na siebie beztroski uśmiech, lecz to już na niego nie działało. Myślami był gdzie indziej. - Jeśli jestem twoją najlepszą kurwą, będę z siebie niemniej dumna, niż gdybyś powiedział, że teraz lord Buckingham nie jest ci już potrzebny.
   - A jeśli powiem, że chciałbym śnić o tobie?
    To wyznanie padło z jego ust tak szybko i niespodziewanie, iż Milady bała się przez chwilę, że nie dosłyszała. Przesłyszała się. Oszalałam.
    Spłoszyła się zbyt szybko. Odwróciła się na pięcie, zabierając po drodze resztki swojego porozrzucanego stroju.
   - Nie powiedziałeś tego. Zapomnę o tym, sir - odparła, zatrzymując się przy drzwiach. - Nie mów tak więcej, dobrze?
   - Ha! Ty się boisz! - zakrzyknął nagle mężczyzna, a lady Apolline odwrócila się z żalem. Ileż było w tym prawdy... Ileż szyderstwa. - Nie martw się, nie ty pląsasz w moich snach.
    Chwycił kobietę za biodra, wyrywając z ręki dopiero co zebrane części garderoby.
   - Chociaż przyznam, że istotnie, chciałbym... - zaczął, wtulając usta w jej pachnącą olejkiem szyję - nieważne. Wróćmy do momentu, w którym coś nam przerwało.
Nie widział wtedy wyrazu jej twarzy, a ten był tak bezbrzeżnie przepełniony smutkiem, że zapewne wzruszyłby ją samą, gdyby mogła się wtenczas zobaczyć w odbiciu lustra. Czułam jego usta, które całowały pięknie, ale mówiły okropne rzeczy. To tylko mężczyzna. Nocami, spędzonymi w jego dusznej sypialni, powtarzała sobie to jak mantrę. A ja jedynie robię mu przyjemność, bo do tego mnie stworzyli. Kłamstwo za kłamstwem traciło na wartości.
    Kurtyzana odskoczyła od hrabi i ponownie uderzyła go w twarz.
   - Zostaw mnie - powiedziała śmiertelnie poważnie, co jednak nie zrobiło dużego wrażenia na rozochoconym samcu - chyba że wyłożysz na stół pieniądze, jak każdy inny hrabia, książę i lord. Jeśli to zrobisz, oddam ci wszystko, prócz serca. - Nie chciała patrzeć mu w oczy, więc zapatrzyła się w jego usta. Później w swój diamentowy pierścień. - Co chyba nie robi ci większej różnicy, bo na cóż ci moje serce?
    Oblicze hrabi Jacquesa de Reviux pociemniało. Całe szczęście, że spuściła wzrok. Jego szczęka zacisnęła się, a oczy stały się zimne. Trudno stwierdzić, czy uraziła jego dumę, czy też trafiła głębiej. O, Boże, nie chciałam! Stali w ciszy przez kilka sekund, aż w końcu mężczyzna począł gniewnie przeszukiwać kieszeń, po czym wyciągnął sakiewkę i rzucił nią w Milady.
   Trafił prosto w serce. Ale to nieważne.
   Pieniądze rozsypały się po podłodze. Nie tylko one. Nie tylko one.
   - Teraz możemy się bawić, czyż nie? A może chcesz więcej? - wysyczał ochrypłym głosem. W jego oczach iskrzyła wściekłość zmieszana z głęboko skrywanym smutkiem. - Na kolana! - wykrzyczał do kobiety, w szale dopadając szufladki z pieniędzmi. - Daj mi więcej dowodów na wyższość Milorda! Proszę bardzo! 
    Złoto sypało się ze wszystkich stron, dosięgając nóg Milady. Złoty deszcz.
   - Tyle wystarczy? - zawył sir de Reviux, przewracając lampę z kaszmirowm abażurem. Powoli budziła się w nim żądza. Pożądanie wyszło na przeciw wściekłości i rozpaczy, co samo w sobie było przerażające i nie do przyjęcia. - Nie? Chcesz więcej?
    Lady Apolline osunęła się z rozpaczy, chowając twarz w dłoniach. W uszach dzwoniły jej małe monety. Przed oczami widziała przeżarte gniewem oblicze sir Jacquesa. Tam było moje miejsce. Dokładnie tam. Na podłodze, pośród przeklętego złota, w sypialni wściekłego kochanka. Takie jest moje fatum.
   - Nie, nie, nie... To nie tak! Przecież wiesz, że to nie tak! Nie rób tego, błagam. Nie chcę. Nigdy więcej, Jacques, przestań! Przerażasz mnie!
   - Ja przerażam ciebie? - Sir wbił paznokcie w mahoń, drżąc z gniewu i pożądania. - Nie masz żadnych uczuć. Żadnych! Słyszysz, co mówię?!
    Kobieta podniosła się, żeby wybiec z pokoju, ale hrabia wyprzedził ją, zadając palące uderzenie w policzek.
    Uderzył. Mnie.
   - Jesteś zwykłą dziwką, Apolline. - Sto mieczy. Tysiąc włóczni. Gwałtownie podniósł ją na kolana, zdzierając resztki ubrań, których tak kurczowo się trzymała. Przycisnął jej głowę do własnego krocza, uprzednio pozbywając się spodni.
    Krztusiła się. Jej paznokcie nieudolnie drapały moje nogi. Zaciskały się na kostkach w bezsilnym uścisku. Szarpał jej włosy, nie pozwalając uciec. Wystarszyła siła jednego jego ramienia, aby kompletnie ją unieruchomić. I zmusić do wszystkiego.
    Dopiero kiedy odchylił głowę w ekstazie i opadł bezwładnie na łóżko, lady Aucion Babin przełknęła nasienie ze łzami w oczach i dysząc znowu dopadła do drzwi. Jej warga krwawiła.
    To nie był koniec.
   - Nie, nie, nie! - krzyknęła resztkami sił w momencie, kiedy stalowa dłoń hrabiego złapała za jej kostkę i przewróciła ją na ziemię z głośnym trzaskiem. Gdyby lady Apolline i sir Jacques nie wyglądali jak ludzie, ktoś mógłby pomyśleć, że właśnie obserwują walkę lwów. Nie, nie walkę. Nierówne polowanie na sparaliżowaną łanię. Mężczyzna złapał Apolline za gardło, łapiąc jej kibić od tyłu. Zapłakana lady Aucion Babin została brutalnie przerżnięta. Przeze mnie. Po kilku minutach sir przewrócił ją z powrotem na plecy tak gwałtownie, że straciła oddech. Chwycił w dłoń garść rozrzuconych monet i rozsypał na jej nagie, poobijane ciało.
   - Jedz złoto! Kochasz je! - Jeszcze raz nadział na siebie stygnącą postać Milady. - Nie wiesz nawet... - Pchnął ją mocno, sycząc z rozdrażnieniem, kiedy w rozpaczy wbiła paznokcie głęboko pod jego skórę. - ...że lord nigdy nie dał mi się dotknąć!  
    Hrabia miał wrażenie, że ziemia razem z Milady zapada się pod nim. Szukał w jej oczach... czego właściwie? Przecież nie zrozumienia, nie miłości. Bądź co bądź, nie znalazł w nich nic. W tamtym momencie były zupełnie puste.
   - Wiesz, co podnieca mnie najbardziej? - warknął, zarzucając na siebie jej bezwładne ramiona. Oboje byli zdyszeni, a pot lał się z ich ciał strumieniami. Kilka złotych monet obsypało się na podłogę z ciała lady. - Wiesz? Tajemnica i niedostępność, ty mała, wulgarna kurwo!
    Przyjęła kolejne uniesienie hrabiego gorzką łzą.
    Wysunął się z kobiety i bez najmniejszej ostrożności zabrał ją z podłogi rzucił na łoże. Sam zaczął zbierać swoje ubrania.
    Lady Apolline leżała bez życia wśród atłasu, nie mogąc się ruszyć. Dopiero, kiedy sir de Reviux zadzwonił dzwoneczkiem po służącego, kobieta obruszyła się i spróbowała wyczołgać się z łóżka, jednak mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa.
    Sługa wkroczył do sypialni cichym, pewnym krokiem i zaniemówił, widząc mokre od potu i krwi ciało damy dworu oraz okropny bałagan, jaki panował w sypialni. Tymczasem hrabia stał przy oknie, już prawie kompletnie ubrany. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy zwrócił się do służącego:
   - Czy moja mała przyjaciółka nadal jest w pałacu?
   - Niestety, sir, już odjechała.
   - Szkoda - westchnął hrabia. - Weź więc klucz i zamknij nas od zewnątrz. Dopilnuj, by nikt nie przeszkadzał.
    Sługa jeszcze raz z powątpieniem spojrzał to na Milady, to na swojego pana.
   - Mam powtórzyć jeszcze raz?
   - Nie, sir. Już idę, sir.
    Mały mężczyzna w surducie pospiesznie opuścił pokój, a kiedy tylko wrota zamknęły się z cichym brzęknięciem, sir ponownie zwrócił się do lady Apolline:
   - Spłoszyłaś Marion.
    Kobieta powstrzymała zawrót głowy. Chyba udało jej się usiąść na łóżku, następnie była niemal pewna, że spadła z niego co najmniej dwa razy. Chwiejnym krokiem doczłapała do drzwi i złapała za klamkę. I nic. Ani drgnęły.
   - Otwórz. Otwórz te drzwi, de Reviux. Już dość.
    Usłyszała, jak mężczyzna parska śmiechem. Zamknęła oczy.
   - Mowy nie ma! Pytasz o mnie i lorda? A czy ja chociaż raz byłem ciekaw, co cię łączy z królem? - Łączy mnie z nim to samo co z tobą, potworze. To samo, co z każdym innym mężczyzną. - Należało ci się. Nie myśl, że jest mi przykro. Chciałem to zrobić od lat!
    Chciałem, do licha! Chciałem zobaczyć, jak najlepsza kurwa w Paryżu, ulubienica przeklętego kardynała, najlepsza przyjaciółka Królowej Francji i osobista dziwka Ludwika XIV traci godność, pewność siebie, manierę i honor. W mojej sypialni. Na moim parkiecie. W moich ramionach. Boże, pragnąłem tego.
   - Naprawdę? - spytała niemal z niedowierzaniem. - Więc dlaczego tego nie zrobiłeś? Chciałeś widzieć mnie taką jak teraz?
    Milady wskazała drżącymi, zakrawionymi dłońmi czerwone ślady palców Jacquesa na swoich biodrach, posiniaczone ręce, zdartą skórę z piersi. Przetarła ramieniem strużkę krwi sączącej się z wargi.
    Hrabia de Reviux patrzył na jej zmaltretowane ciało w milczeniu.
   - Bawi cię to? Jesteś nikim, Jacques. Nikt jeszcze nigdy mnie tak nie potraktował. Nikt. Błagam, otwórz. Zniknę na zawsze, obiecuję. Tylko mnie wypuść.
   - Nie.
   - Otwórz.
   - Apolline...
   - Otwórz! - zawyła, okładając wrota pięściami. Jej potargane włosy opadały luźno na plecy, które przybrały siny odcień. - Jeśli nie chcesz, żebym zabiła się tutaj i zniszczyła twój perski dywan, wypuść mnie! Przysięgam, że nikomu nie powiem.
   - Zostań - rzekł. Jakby to słowo miało wszystko zmienić. Zmieniło. Lady osunęła się na ziemię, nie odrywając dłoni od mosiężnej klamki.
    - Kłamiesz - wysyczała, zakrywając się ramionami. - Ty podły kłamco! Nie każ mi... jeszcze raz... Otwórz, błagam, otwórz!
    Spojrzał na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Jakbyśmy się nigdy nie spotkali. To była ulga. W końcu żaden rycerz nie rzuca się na obcych. Hrabia wstał. Podszedł kilka kroków, ale zaraz się cofnął. Zdjął koszulę. Podał mi ją. Chciałam ją zwinąć i wepchnąć sobie do gardła. Wreszcie usiadł w swoim ulubionym fotelu i drżącymi dłońmi zapalił cygaro.
   - Mam zostać? - prychnęła z pogardą. - Zostanę i zrobisz to jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Rób co chcesz. Tego właśnie pragniesz? Ale później wypuścisz mnie i obiecasz - przerwała na chwilę, przełykając łzy - że już nigdy się nie spotkamy. - Widząc brak reakcji ze strony sir de Reviux, spojrzała na leżące na stole sztylety. - Przysięgam, że nikomu nie powiem. Przysięgam na własne życie.
    Hrabia również spojrzał na połyskującą broń.
   - Nawet o tym nie myśl... - odparł. Ale dlaczego? Dlaczego, kochany? Potencjał sir Jacquesa zdążył wystygnąć. Wypuścił dym z cygara i usiadł naprzeciw kobiety. Widok jego półnagiego ciała przyprawił Milady o różnorakie emocje. - Jestem pewien, że w koszuli byłoby ci cieplej.
    Już się wtedy nie znaliśmy. Nie wiedziałam, z kim rozmawiam, na kogo patrzę, czyje ciepło czuję obok siebie. Chwycił jej dłoń. Lady nawet nie drgnęła. Jedynie jej serce wyrywało się z piersi, chcąc opuścić ciało i wypłynąć na złote monety.
   - Puść - wysyczała, jednak nawet nie ruszyła kończyną. - Na Boga, jeszcze ci mało? Nigdy więcej nie próbuj mnie tknąć. Nigdy więcej na mnie nie patrz. Jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś, otwórz drzwi.
    Hrabia musnął palcami jej bladą, gładką twarz.
   - Otwórz - powtórzyła. - Nie chcę na ciebie patrzeć. Nie jesteś nawet człowiekiem.
    Jacques nachylił się niemal nieśmiało, zcałowując krew z jej ust. Poczuł na policzkach słone łzy. Pachniał mną. Był mną. Dlaczego, sir? Zrobiłabym to wszystko z rozkoszą. Zrobiłabym jeszcze więcej. Wszystko, czego byś zażądał...
   - Zabieraj swoje łapska, Jacques! - Z gniewem strąciła z twarzy jego dłoń. - Na nic mi twój żal, bo niczego nie żałujesz, potworze! Jesteś nikim! Dla mnie już nie istniejesz, rozumiesz?!
    Sir oderwał się od Milady, klęcząc na wprost niej. Nie patrzył na mnie. Ani razu na mnie nie spojrzał.
   - Błagam, pani, przywdziej cokolwiek...
   - Gdybym mogła, powiesiłabym się nad twoim łóżkiem tylko po to, żebyś musiał codziennie na mnie patrzeć. Widzieć mnie właśnie taką. Taką, jaką sobie mnie stworzyłeś.
    Mimo to, posłuchała hrabi i zaczęła z powrotem nakładać na siebie warstwy sukni.
   - Zawiąż - powiedziała beznamiętnie, kurczowo trzymając się kolumny łoża. - Ale jeśli tylko spróbujesz...
   - Nie spróbuję.
    Mężczyzna chwycił w dłonie długie sznurki gorsetu i delikatnie rozpoczął mozolne wiązanie herbacianych krzyżyków. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Karoca zaprzężona w królewskie wierzchowce zatrzymała się przed posiadłością sir Jacquesa, a woźnica zeskoczył ze swojego miejsca i posłusznie czekał na przyjście swojej pani.
   - Boli mnie - rzekła nagle Milady, mocniej zaciskając dłonie na kolumnie, by nie upaść.
    Hrabia znieruchomiał na moment. Po krótkiej chwili wrócił do poprzedniej czynności. Jasne wstążeczki na plecach kurtyzany były przeplatane bardzo delikatnie. Niemal nie czuła ucisku.
   - Czuję krew - jęknęła z przerażeniem, przestępując z nogi na nogę. Poczuła, jak ręce hrabi układają się na jej talii.
    Wstrzymała powietrze i czekała. Ale one tylko tam były. Ogrzewały mnie. Nie chciałam ich. Pierwszy raz od niepamiętnego czasu odkąd rozstaliśmy się na dalekim wschodzie i on zmierzał dalej do Rosji, a ja na południe, do Włoch stali oboje, nieruchomo i bez słów. Hrabia w końcu utopił twarz w jej włosach. Drżały mu ręce. I co z tego? Ja prawie umarłam. Czuła za plecami jego nagi tors. Szeptał coś. Nie wiem, nie pamiętam... Jakieś bzdury.
   - Apolline?
   - Czy mogę już iść? Nie każ mi się powtarzać.
   - Apolline - powtórzył głośniej, odsuwając się od kobiety.
   - Czego jeszcze chcesz?
   - Mogę cię o coś spytać?
    Milady prychnęła śmiechem, jednak zaraz skrzywiła się z bólu
   - Oczywiście, sir. Możesz nawet wziąć mnie po raz czwarty na tym stole. To już nie ma znaczenia.
    Sir de Reviux zabolała jej uwaga. Patrzył na wprost. Na lustro. Lady Aucion Babin dopiero teraz je zauważyła. Obrazek był co najmniej przykry. Wymęczona łania i najedzony lew, który zatruł się jej mięsem. Tak to wyglądało.
   - Czy gdybym wtedy, wiele lat temu, nie uniósł się dumą i poprosił cię o rękę, zgodziłabyś się?
    Kobieta już otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale zaraz zamknęła je i odwróciła się do de Reviux.
   - To straszne, że teraz do tego wracasz, sir. I co mam ci powiedzieć? Czy jeśli zaprzeczę, zabijesz mnie? A jeśli powiem, że tak, zwrócisz mi wolność?
    Patrzyła na mnie bezlitośnie. Jej dwie czarne otchłanie widziały wszystko. Oskarżały o wszystko. Miały rację. Hrabia Jacques odwrócił się gwałtownie, wyjął z kieszeni klucz i przekręcił go w zamku.
   - Nieważne. Idź.
    Sześć kroków. Tyle dzieliło ją od korytarza, po którym kręciła się służba i goście. Każdy z sześciu kroków był torturą. Obite kolana dawały o sobie znać, podobnie jak biodra, które niemal wysuwały się spod skóry.
    Kiedy była już bezpieczna za progiem, przystanęła na ledwie trzy sekundy.
   - Tak, Jacques - szepnęła niepewnie - tak.
    I wyszła.
    Hrabia natychmiast podbiegł do okna, obserwując wyczerpaną postać swojej kochanki, która kilka minut później wyłoniła się zza wielkich drzwi wejściowych. Towarzyszyło jej kilka osób. Nic dziwnego. Sam zabiłbym tego, który jej to zrobił. Hrabia Durand podtrzymywał jej ramię, bardzo wzburzony zresztą. Z królewskiego powozu wybiegły dwie, doprawdy śliczne damy dworu, sir de Reviux często widywał je w Wersalu. Lady Charpentier i lady Blanchard. Prócz tego, z ogrodu przybyło również dwóch dżentelmenów.
    Kobiety wachlowały bladą twarz lady Aucion Babin. Hrabia Durand domagał się, aby dama pozostała w pałacu i pozwoliła opatrzeć się lekarzowi. Dżentelmeni ucałowali z szacunkiem jej dłonie. Dłonie, które przed chwilą z takim szałem przytwierdzałem do podłogi. Dłonie, które biły o drzwi, kiedy błagała o wyjście. To za króla i kardynała, Apolline. Za wszystkie twoje kłamstwa i intrygi. Skoro kochają cię wszyscy, przepadnij!
   - Pani, z całym szacunkiem, ale powinnaś wrócić do środka.
   - Powtarzam jej to cały czas, sir!
   - Najdroższa Apolline, co się stało?
   - Lekarza, lekarza!
   - Nie - jęknęła wreszcie lady Aucion Babin, zaciskając palce na ramieniu wzburzonego hrabi. - Wolałabym umrzeć, niż tam wrócić.
   Sir Jacques de Reviux uderzył pięścią w ścianę, widząc jak kobieta wsiada chwiejnie do powozu i znika.
 

środa, 1 lipca 2015

3 kwietnia, 1792 rok


   Z listu wyłoniła się dorodna postać lady Apolline. Fałdy jej krwistoczerwonej sukni sunęły po drogim pergaminie i podskakiwały w rytm jej nerwowych kroków, kiedy z zaciśniętymi usteczkami przeskakiwała przez wilgotne szlaki atramentu. W oczach sir Jacquesa de Reviux, kobieta przypominała płonącą pochodnię, która w każdej chwili może pochłonąć pół świata.
   Mężczyzna westchnął, wyjmując z ust rozżarzone cygaro.
  - Nie próbuj się tłumaczyć - rzekł, wstając z listu i powoli podchodząc do swojej Milady. Kobieta zatrzymała się raptownie, o mało nie upadając na zgrabnie napisane umieram z gorączki. Jej pierś falowała niespokojnie pod jedwabiem, kiedy odpowiedziała mu z wyuczonym uśmiechem, którym obdarzała zapewne wszystkich swoich kochanków:
  - Wybacz mi, a dam ci noc, o której nigdy nie zapomnisz, sir.
  - Moje łoże jest w nocy dużo wygodniejszą opcją niż twój ściśnięty gorsetem biust. - Ton rycerza był tak obrzydliwie słodki, że kurtyzanie aż zakręciło się w głowie. A może to nie przez ton jego słów, a przez widok ust, które je wypowiadały?
  - Tak ze mną pogrywasz? - wysyczała lady Apolline, gdy jej twarzy przybrała grymas posągu. - A więc dobrze, niech się stanie. Za swoją głupotę zapłacisz samotnością.
   Sir Jacques prychnął ze śmiechem, podróżując wzrokiem po całym ciele kobiety.
  - Jeszcze zatęsknisz za ciepłym dotykiem mych rąk! - stwierdził, obserwując, jak twarzy Apolline nie oblewa najmniejszy rumieniec. Była skałą, która na co dzień otrzymywała multum komplementów i sprośnych uwag. Skałą, którą pożerały tysiące głodnych oczu, a ona nic sobie z tego nie robiła. Chyba że ktoś zadźwięczał sakiewką przed jej oczami. Chyba że musiała.
  - Nikt nie potrafi pieścić mojego ciała równie dobrze jak ty, jednakże taka kobieta jak ja potrafi sobie poradzić. Nie martw się o mnie nadaremnie i nie przychodź już więcej do tej piekielnej próżni, w której ani ty, ani ja, nie jesteśmy prawdziwymi ludźmi. Nie mogę żyć z mężczyzną, któremu w tym wieku jeszcze szaleją hormony!
  - Wybacz, o pani, ale zwykle uważałaś szalejącą w żyłach krew za zaletę. Czyżby kwiat twego wieku chyli się już ku brudnej, cmentarnej ziemi?
   Ku bezbrzeżnej uciesze sir de Reviux, lady Apolline stała się w jednej sekundzie różowiutka jak pupa noworodka, następnie czerwona jak róża, aż w końcu bordowa. Jej śnieżne ząbki zacisnęły się tak mocno, iż mężczyzna miał wrażenie, że zaraz pękną i rozsypią całe jej ciało na kawałki. Moja Milady nie lubi wzmianek o swoim wieku.
  - Obraziłeś mnie dzisiaj na wszelkie możliwe sposoby. Nie mam zamiaru dłużej słuchać twoich haniebnych zniewag! Tak się nie godzi odnosić do damy! Lecz owszem, uważałam twoją szalejącą w żyłach krew za zaletę tylko wtedy, gdy czułam ją pod swoim ciałem, a nie podczas wysłuchiwania jej szerokiego echa w twych gorzkich słowach.
  - Zawsze wiedziałem, że jesteś zaradną kobietą. Wierzę, że lord Buckingham to doceni.
  - Basta! - Tupnęła obcasem o papier, z szałem go rozrywając.
  - Cóż za mało dworskie słownictwo! Czyżbyś przypomniała sobie młodość? O ile mnie pamięć nie myli, nasza droga hrabina urodziła się w domu publicznym, gdzie jej rodzicielka obsługiwała kardynała Rachelieu?
  - Poznałam od mężczyzn wiele słów - przyznała z nutką rozmarzenie w głosie, która chwile później zmieniła się w zimne, suche zdanie - najwięcej zaś od ciebie, gdy wracałeś ze swych hucznych biesiad cały zalany w trupa, sir.
  - Nawet w tych chwilach słabości wykazywałem się większą godnością niż ty w królewskiej sypialni. Powiedz, o pani, jakie klejnoty obiecał ci nasz władca?
  - Oprócz swoich? - Lady Apolline podeszła do mężczyzny, subtelnie upijając się jego zapachem. Zapachem wody kolońskiej, londyńskiego wiatru i słodkiego pożądania. - Klejnoty całego swojego dworu, sir. Zapewniam cię, iż to miła odmiana mieć u boku prawdziwego mężczyznę, nie zaś parobka króla z długim mieczem, którym tak zręcznie wymachujesz i nie przestajesz się chwalić.
  - Cóż za bezczelność! Zawsze wiedziałem, że mentalność odziedziczyłaś po swojej kochanej matce. Jej też imponowały królewskie klejnoty, czyż nie?
   Czarnowłosa w ułamku sekundy uderzyła rycerza w twarz, odskakując od niego w jednej chwili. Cios był przepyszny, doprawdy. Specjalizowała się w nich.
  - Jeszcze raz wspomnisz o mojej drogiej pani matce, a przysięgam na Boga, że zakradnę się w nocy do twojego zimnego łoża i poderżnę ci gardło bez mrugnięcia okiem. Radzę trzymać swój miecz z daleka od upodobań moich i mojej pani matki. Jak sam wiesz, całe swoje życie spędziłam na próbach zmycia z siebie rynsztokowych powiązań. Jesteś dzisiaj niebywale przykry i niepoważny.
  - Twoja krew szybko stygnie, o pani. Jeszcze niedawno sama zaśmiewałaś się z bulwarowego humoru, pijana, z głową podpartą o kielich najlepszego wina z mojej piwnicy!
  - To były dawne czasy, sir. Powinieneś już dawno o nich zapomnieć, o ile kiedykolwiek chcesz zaznać choć małego pierwiastka szczęścia. Jak widać, ja wyrosłam już z naszych zakrapianych winem nocy.
   Mężczyzna już unosił dłoń w górę, lecz szybko się opamiętał i jedynie przeczesał nią włosy. Lady uwielbiała, gdy był zdenerwowany, toteż starała się go denerwować jak najczęściej. Ze wzajemnością.
  - A niech cię... Nie czekaj na mnie, jadę z lordem Carnavonem do Carby House. Będziemy pić, bawić się naszymi mieczami i zaśmiewać do rozpuku ze wszystkich kobiet tego upodlonego świata!
  - A więc, według ciebie zaliczam się do wszystkich kobiet tego upodlonego świata?
  - Nie, skądże. Jesteś książkowym okazem tropikalnej żmii!
   Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając blask swoich pomarańczowych płomieni wprost na dwa fruwające listy z dwojgiem krzyczących ludzi na swoich pokładach. Delikatny wiatr pieścił swoim oddechem zarówno wypolerowane okiennice zamku na Luwrze, jak również małe, masywne i brudne szyby klasztoru. Z jednej strony śpiewały ptaki, z drugiej śpiewały rozmowy paryżan. Piętro wyżej od miejsca, w którym siedział rozparty na materacu sir Jacques de Reviux, odbywały się niedzielne nabożeństwa. Piętro wyżej od miejsca, w którym leżała naga i zmożona snem lady Apolline, wybierano krój sukni dla Królowej Francji.
   Tymczasem, płonąca osobowość królewskiej kurtyzany i stoicki, figlarny temperament członka królewskiej gwardii, nadal skakały sobie do gardeł. I nikt nie wiedział, czy mają zamiar pogryźć się z gniewu, czy z namiętności.
  - Precz! Precz z mojego życia! Precz z mojego domu! Myślałam, że w gwardii królewskiej istnieje choć jeden egzemplarz prawdziwego wojownika, który za nic ma śmierć i żyje wyłącznie dla najpiękniejszych przejawów naszej egzystencji lecz, jak widać, myliłam się!
  - Od dzisiaj zamiast z tobą, będę dzielił łożę z lordem! Jest subtelniejszy i bardziej wyrafinowany niż ty, pani! Wróć do dawnego zawodu, kardynał będzie wniebowzięty, gdy twe słodkie usteczka lizną jego zwiędły miecz. Zanim pożegnasz mnie na zawsze, może lepiej zastanów się, czy królewski skarbiec jest wart takich poświęceń. Wspomnij czasem te rozpalone, listopadowe noce, gdy będziesz czuła na sobie ciężar dorodnego, królewskiego ciała!
  - Dziel łoże z kim masz ochotę! Jak zapewne wiesz, wszędzie już byłam przed tobą, mój słodki rycerzu. Kardynał potrafi mówić rzeczy o wiele bardziej złożone i mądre, niż ty, sir. Jak sam wiesz najlepiej, królewski skarbiec wart jest nawet życie. Sam je dla niego poświęcasz, więc jakim prawem stawiasz mi zarzuty? - Kobieta zaczęła z szałem krążyć wokół Są jeszcze głupsze i mniej rozsądne od Ciebie, aby następnie zatrzymać się nagle i zmrozić wzrokiem iskrzące oczy rycerza. - Nie wspomnę o listopadowych nocach! One wszystkie umarły! Wszystkie umarły razem z twoim rozumem!
   Mężczyzna, nie spuszczając wzroku z okalanych ciemnymi lokami obojczyków lady, podszedł do niej bezszelestnie i szepnął jej do ucha:
  - Nie łudź się, że mnie nabierzesz. Lord darzy mnie uczuciem nie tak wyrachowanym i egoistycznym jak twoje. Czym zasłużyłem na porównywanie do kogoś takiego jak ty, Milady? - Kurtyzana poczuła na szyi jego gorący oddech i mało brakowało, aby poddała się jego upiornemu łaskotaniu. Zaborcze dłonie sir de Reviux  oplotły jej wąską talię, przyprawiając biedne serce nieszczęśnicy o krótkotrwałe palpitacje. - Ja ginę dla kraju, nie dla skarbca. Ty zrzucasz suknię dla błyszczących monet. Cóż, masz rację, spocone, cuchnące ciała twych kochanków, których na trzeźwo nigdy byś nie dotknęła, przygniotły te namiętne noce. Zapomnij wiec i o mnie, i o tych nocach!
  - Zapewniam cię, iż nie będzie to trudne, sir - jęknęła lady, rękami odpychając jego stalową pierś, biodrami zaś napierając na lędźwie. Kobiety to wynalazek chorego na umyśle. - Nie umierasz dla kraju, tylko dla złudnej nadziei, że zostaniesz czczony jak bohater. Przyznaj się, że w głębi duszy liczysz na to, by być jedynym mężczyzną w moim sercu. Po to właśnie próbujesz błysnąć umiejętnościami, wyborem wina, złudnymi manierami, żarem i delikatnością. Lecz serce dawno już rozerwane nie może zrosnąć się na nowo, mój pyszny rycerzu. Ale dobrze! Niech tak będzie! Ukochaj sobie służbę i powiadom mnie, gdy twoja Francja będzie dla ciebie niemniejszą rozkoszą, niż ja. Kiedy Francja stanie się bardziej pożądliwa, niż ja. Kiedy Francja pokocha cię bardziej, niż ja mogłabym pokochać.
  - Ach, Francja! - Rycerz w jednym momencie odskoczył od lady Apolline, uśmiechając się prześmiewczo. - Ludzie mówią, że to kobieta, kochanka... Nie sądzę! Francja nie zdradza i nie porzuca swych dzieci! - Spojrzał na czarnowłosą z niemym wyrzutem. Odczekał kilka sekund, aby żar jej ciała opuścił go na zawsze. - Wyznanie, o jakie prosisz, nigdy z mych ust nie wypłynie. Ale z twej bełkotliwej, prostaczej mowy wnioskuję, iż to twoje serce umiera, tęskniąc za mną. Jedno słowo, a wrócę do ciebie i twej sypialni! Jeśli jednak twoim wyborem jest milczeć, nie próbuj niszczyć mi życia, plotkując o sekretach mej alkowy. - Atrament już prawie wysechł. - A, jeszcze jedno. Twój najznamienitszy kochanek, król, bawił kiedyś ze mną i z lordem w mej posiadłości w Bourges. Nie wiem, czy wypada wspominać przy damie (której mianem jeszcze pozwolę sobie ciebie obdarzyć) o tym, co działo się w mym łożu, gdy służba poszła spać. Twe płoche serce mogłoby tego nie wytrzymać. Życzę dobrej zabawy! Pozdrów króla, powiedz, że wino właśnie dojrzało i z chęcią ujrzałbym jego wysokość w moich skromnych progach. Chętniej niż ciebie, Milady, chyba że schowasz swą dumę i szczerze wyznasz uczucia!
  - Jak mam wyznawać uczucia człowiekowi, który sądzi, iż uczuć nie posiadam? Zapewniam cię, sir, że z tego co słyszę, w liczbie kochanek i kochanków możemy się równać (choć w moim przypadku to ja błyszczę umiejętnościami, nie odwrotnie). Jego Miłość nigdy mi o tobie nie wspominał, nawet będąc na wpół w boskiej agonii, wierz mi na słowo. Prostacza mowa? Phi! Jeśli tak wywnioskowałeś, to widocznie staram cię uświadomić w najprostszy ze sposobów, jaki może zrozumieć prosty rycerz. Swoje przechwałki odnośnie spoufalania się z królem, stajennymi, giermkami, służbą i zakonnikami, racz zachować dla siebie, mój drogi. Nie omieszkam powiadomić Jego Miłości o twym winie, choć sądzę, że bardziej wolałby jednak kosztować mnie, niźli twoich skromnych wygód. Kimże jesteś, by mówić mi, co mam robić?!
  - Jestem kimś, kto gdyby tylko chciał, zamknął by cię w lochu. W mojej mocy leży skazać cię na długi pobyt w Bastylii, razem ze szczurami. Spytasz pewnie za co? Coś się wymyśli! Nasza dyskusja zeszła głęboko pod pokład cywilizowanej rozmowy, więc może lepiej będzie ją zatopić we wcześniej wspomnianym winie. - Mężczyzna prychnął z odrazą, spoglądając na kobietę z niemałą niechęcią. Jednak, im dłużej doszukiwał się w jej sprytnych oczach nut złośliwości, tym... więcej jej dostrzegał. A razem z nimi poznawał na nowo nienawiść, zdenerwowanie i tęsknotę tak ogromną, że nawet ślepiec mógłby ją wyczuć. Zmienił tor rozmowy gdyż sam też tęsknił. - Przyjedź do którejś z mych wiejskich posiadłości, zachowamy się jak cywilizowani ludzie, posłuchamy muzyki. Moja sypialnia zawsze stoi otwarta szerzej niż twe zgrabne nogi, jeśli przez jej wrota wchodzisz ty. Och, byłbym wdzięczny, gdybyś nie wyzywała lorda od pachołków.
  - Myślisz, że twoje śmieszne groźby mnie poruszyły? Mylisz się. Radzę ci się opamiętać, gdyż nie ty jesteś okrzyknięty mianem kurtyzany króla (jeszcze nie). Bądź pewien, że zachowam te listy dla swojej obrony choć wiem, że nigdy nie pozwoliłbyś, abym gniła za kratami, sir. Wiem, że jest w tobie uczucie, które usilnie próbujesz stłumić, powołując się na mą naturę. Czy dobrze zrozumiałam? Proponujesz mi odwiedziny? Szybko się stęskniłeś, mój miły, i nie dziwię się. Zgrabnie przeskakujesz z tematu na temat, kochany... Nie tylko to robisz zgrabnie. Gdybym nie była teraz w zamku i nie zastanawiała się nad tym, czy wkładać dzisiaj jakąś suknię, czy też nie, to zapewne rozważyłabym otwarcie twoich wrót.
  - Jak zawsze, cięte, kolczaste róże sypią się z twych ust. Daleko im do kobiecych, delikatnych fiołków. Ale mają też zalety- są zmysłowe i na długo zapadają w pamięć. Uznaj me czcze gadanie za zaproszenie i odwiedź mnie, najlepiej bez sukni, jeśli jej wybór to taki problem. Wiem z doświadczenia, ze królowi brakuje zwinności. Niby wynagradza to tymi swoimi... Khy, khy, nieważne. Po prostu przyjedź. Obiecuję, że w moim domu nie usłyszysz ani jednego przykrego słowa.
  - Po tym wszystkim mam ci uwierzyć? - oburzyła się królewska kurtyzana, poprawiając gorset. - Mam uwierzyć, że będzie jak dawniej? Nie chcę tego, gdyż zbyt często łamiesz moje serce. Lub raczej jego brak. Nienawidzisz kobiecych fiołków. Nienawidzisz wyrazu ich rozmarzonych oczu, nienawidzisz głupiutkich uśmiechów, nader dworskich, przerysowanych manier, dźwięczących w uszach śmiechów i chichotów. Przyznaj, sir, iż pragniesz mnie. - Figlarny uśmiech rozświetlił jej twarzyczkę, kiedy delikatnie dotknęła palcami jego torsu. Sir de Reviux obruszył się, marszcząc swoje gęste brwi. - Mnie, moich kolczastych róż, przykrych słów... mnie całej. Nie mów mi więcej o królu, kochany. W każdej chwili może tu przyjść, a przez ciebie nie będę już mogła być tą kobietą, za którą mnie uważa.
   Księżyc zawitał na granatowej polanie, usianej błyszczącymi kwiatami gwiazd.
  - Ha! Bardzo dobrze, niech ten gbur więcej nie spija ambrozji z twych ust! Ty, ty Milady, zarzucasz mi łamanie serc? A co z tobą? Znalazła się Dziewica Orleańska. Gdy zmądrzejesz, napisz do mnie. Tymczasem życzę miłych snów!
  - Jesteś bezczelny! - wykrzyczała kobieta, chowając twarz w dłoniach. Jej długie rzęsy niebawem pokryła rosa łez, jednak zarówno sir Jacques, jak i ona sama, znali autentyczność tego żalu, na który od dawien dawna dał się nabierać cały dwór. Król, królowa, kardynałowie i najbogatsi szlachcice. Wszyscy, z wyjątkiem tego, dla którego te łzy skapywały na blade policzki. - Próbuję ocucić cię jakoś, okazać, jak wielkie spustoszenie siejesz w moim życiu, a ty tymczasem zarzucasz mi głupotę i myślisz wyłącznie o sobie! Powstrzymaj swój zwinny język, dobrze ci radzę. Nie masz pojęcia, jak mnie wzburzyłeś. Wierz mi na słowo, że twoja postać powoli rozmywa się przed moimi oczami. - Łzy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, gdy lady zrozumiała, że nie mogą nic wskórać. - Mówiąc kolokwialnie, mam ochotę rżnąć twojego gburowatego ulubieńca przez całą noc - oznajmiła wreszcie. Z jej czerwonych ust sączył się jad. Ser de Reviux nie dał po sobie poznać, o jakie mdłości go to przyprawiło. -  Na przekór tobie, na przekór twoim diabelskim upodobaniom! Nie pisz do mnie. Nie chcę, by ktoś odnalazł listy, gdyż w tym wypadku oboje wylądujemy za kratami. - Lady Apolline poprosiła sir de Reviux o cygaro, po czym zaciągnęła się nim mocno i do końca, obserwując nocny krajobraz rozpościerający się za oknem. - Co nie byłoby aż tak złą opcją, nie sądzisz?
    Sir de Reviux obserwował z lubością, jak lady Apolline wypuszcza nosem biały dym. Następnie odebrał cygaro z jej szczupłych rąk i złapał go ustami dokładnie w tych miejscach, na których kobieta pozostawiła ledwo dostrzegalne ślady swojej czerwonej szminki.
  - Ma pani zupełną rację. Nie byłoby.
 

piątek, 1 maja 2015

1 lutego, 1792 rok


                                                                                                             Londyn, 1 lutego 1792r.
   Pani mego serca!
   Niech Cię mają w opiece kamienne mury paryskich przybytków, do których, jak szeptały kolorowe kanarki, zaglądasz coraz częściej. Czyżbyś oprócz spoconych ciał twych cuchnących drogimi cygarami kochanków potrzebowała jeszcze hazardu? Nawet sama Maria Antonina nie uchroni Cię od płacenia rachunków wierzycielom, moja rozkoszy. Podziękuj swej pani za pozdrowienia, ale jej miłe słowa nie są w stanie odmienić losu.
   Mój pobyt w klasztorze, choć urozmaicany częstymi odwiedzinami nadobnych dewotek, mija okrutnie powoli. Nuda i rutyna- oto, co mają do zaoferowania swoim gościom mnisi. Coraz częściej zastanawiam się, czy ktokolwiek z własnej woli dałby się zamknąć w tych grubych na przeszło dwa metry murach. Na wygnaniu ucierpiała nie tylko ma dusza (cóż za ironia, nie sądzisz?), ale też, do tej pory, nieskazitelna sylwetka, godna rycerza jego królewskiej mości. Na szczęście Ty, o pani, nie okazujesz się wybredna. Wiele słyszałem o Twych poczynaniach i dziwię się szczerze, że upadłaś tak nisko. Ty, którą chętnie przygarnęliby najbogatsi możni Europy, wolisz prowadzać się z młodym koniuszym. Rozumiem, że z powodu Twej (z pewnością nieurojonej) choroby, straciłaś węch. Inaczej ów mężczyzna musiałby wylewać na siebie całe wiadro tych ohydnych paryskich perfum, które tak drażnią zadarte noski arystokratek, przed spotkaniem z poduszkami na Twym łożu. Mam nadzieję, że potrafisz jeszcze uchylić swych drzwi przed prawdziwym szlachcicem.
   Co do dam dworu, o których byłaś uprzejma wyrazić się równie niepochlebnie, co o mnie, to muszę Cię poinformować, moje serce, że również i one pomagały mi przetrwać zimne londyńskie noce. Zapewniam, że, choć nie dorównują Tobie intelektem, nadają się do paru innych rzeczy. Powinnaś poprzestać na przelewaniu swojej narcystycznej natury na papier listów, pisanych do mojej skromnej osoby, bo inaczej Królowa gotowa pozbawić Cię urzędu za te herezje.
   Spaceruj brzegiem Sekwany, ile tylko chcesz. Nie łudź się, że jesteś drugą Penelopą. Za bardzo kochasz mężczyzn, pani. Niemal tak samo, jak oni Ciebie. Och, gdybym mógł być w sprawie wierności świadkiem bezstronnym. Niestety, Milady, moje serce również ugodziłaś mieczem namiętności. Twoje biodra, talia, zapach Twych włosów... Wniosek nasuwa się sam, moja słodyczy- jesteś paskudną wiedźmą, ciągnącą korowód rozochoconych samców na samo dno piekła. Dobrze, niech i tak będzie, jeśli uchylisz rąbka pościeli spragnionemu lordowi. Właśnie, byłbym zapomniał. Jego wysokość, książę Buckingham, uraczył mnie tytułem szlacheckim. Teraz, o ile się nie mylę, stoję w hierarchii tego padołu łez nieco wyżej niż Ty, o pani. Nowe gry, jakie wymyślam, zamknięty w mniszej celi, mogą Ci się spodobać.
   Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia, doglądana przez Królową i zastępy kochanków. Upijaj się, tańcz i korzystaj z życia za nas oboje. Gdy wrócę, ukrócę Twe cierpienia i nudę. Zamknięta w mym pałacu, dostaniesz to, czego teraz tak pragniesz, a o czym nie mówisz wprost. Myślisz sobie pewnie, że uznam cię za niewinną damę, rumieniącą się, gdy ktoś opowie sprośny dowcip. Ha! Może bym uwierzył, ale sam spotkałem cię w miejscu z pewnością nieodpowiednim dla wyżej wspomnianych panienek. Tawerna Le Huitre pełna jest takich jak Ty, dlaczego więc rozlałem te tanie wino właśnie na Twój widok, Milady? Czemu tak czarujesz?
   Bóg jest mi równie bliski, co ślimaki mnożące się na śliskim dnie Sekwany. Gdybym mógł, już teraz chwyciłbym za szpadę i ruszył na pomoc Królowi. Niestety, wyrok to wyrok. Czekam z niecierpliwością na powrót w Twe gościnne progi.
 
                                                        Zawsze spragniony Twych pełnych warg ,
sir Jacques de Reviux